piątek, 1 listopada 2013

Uzdrowiciele z Phoenix

Mieliśmy w Polsce kilku uzdrowicieli (ba, pewnie mamy i teraz tylko o nich nie wiem). Najbardziej znani byli chyba Pan "Ręce które leczą" (kto nie magnezował swojej wody przez telewizor?) i Harry z Tybetu. Natomiast jeśli spytamy kogoś kto zna się na NBA czy w lidze są jacyś uzdrowiciele, to raczej nie usłyszycie o Harrym z Tybetu, tylko o ekipie z Phoenix (na szczęście żaden z nich nie nazywa się Harry). To oni:

Aaron Nelson: Athletic Care/Head Athletic Trainer
Mike Elliott: Assistant Athletic Trainer/Head Strength & Conditioning Coach
Tom Maystadt: Assistant Athletic Trainer
Tyler Wallace: Performance Recovery Consultant





W NBA gra 30 drużyn, najszybsi, najlepsi, najbardziej wyskakani zawodnicy na świecie, drużyna średnio wydaje ponad 60 milionów $$$ na pensje zawodników, więc muszą mieć najlepszych ludzi którzy zadbają o tych zawodników, prawda? Prawda. W końcu po co płacić grajkowi X milionów dolarów za to że nie gra, skoro dostaje te bańki za to że gra? Bez sensu.

Jednak w całej NBA nie ma fizjoterapeutów o których mówi się tak często jak tych z Phoenix. Oczywiście najlepiej mówią o nich byli gracze Suns, co jest najprawdopodobniej najlepszą reklamą zdolności tych panów.

Pokażę Wam na przykładzie 3 zawodników, że ekipa z Phoenix to prawdziwe "ręce które leczą".

Numer 3: Shaquille O'Neal

Shaq spędził w Dolinie Słońca jedynie półtora sezonu, ale jest idealnym przykładem skuteczności panów "doktorów". Po transferze z Miami, gdzie wydawało się że Shaq po prostu zaczął przegrywać walkę z czasem i zrobił się za stary na grę w NBA. BŁĄD. W swoim jedynym pełnym sezonie w PHX O'Neal zagrał w 75 z 82 meczów i zanotował 17,8 pkt. na mecz na 61% skuteczności, 8,4 zbiórek, 1,7 asyst i 1,4 bloku. Nawet osobiste rzucał jak szalony, trafiając minimalnie poniżej 60% (0,595). To był sezon 2008-09. W ilu sezonach Shaq zagrał 75 lub więcej meczów w sezonie zasadniczym? 4 (CZTERY z 19), z czego 3 to jego pierwsze (dosłownie) sezony w NBA, wtedy był jeszcze piękny, młody i już bardzo bogaty. Po sezonie został oddany do Cleveland, jak sam to ujął "to get a ring for the king", a w następnym sezonie przeniósł się do Bostony. W ilu meczach zagrał łącznie w dwóch ostatnich sezonach NBA? 89, notując odpowiednio 12,9 i 9,2 pkt. na mecz.

Oczywiście The Big Cactus nie byłby sobą gdyby dla nich też nie wymyślił jakiegoś pseudonimu i od tej pory będziemy ich nazywać YUMS, czyli Young Unorthodox Medical Staff.

Numer 2: Grant Hill

O ile w przypadku Shaq'a to że omijał tyle meczów może się wydać trochę zaskakujące (w końcu zdobył w karierze 4 tytuły mistrzowskie), to jeśli myślimy o kimś kto stracił karierę przez kontuzję od razu na myśl przychodzi Grant Hill (pamiętamy o Tobie, Brandon Roy). Może przez to że Hill grał w NBA jeszcze w zeszłym sezonie, zapominamy jakim był kotem zanim zaczął mieć tylko jedną kostkę (druga była ciągle u chirurga który przeprowadzał na niej operację za operacją).


W 6 sezonach jakie rozegrał w Detroit zdobywał średnio 21,6 pkt na mecz, zbierał 7,9 piłek i rozdawał 6,3 asyst. K O T. (No i aż się nasuwa pytanie czyje statystyki Wam to przypomina w dzisiejszej NBA?) Potem przyszedł 6-letni kontrakt na ponad 90 milionów dolarów USA i poszła... kostka. W sześciu sezonach spędzonych w Orlando Hill zagrał w 200 meczach na...492 możliwe. Nie będę się zagłębiał w średnie, po prostu powiedzmy sobie że były słabsze niż w Detroit. I wtedy przyszło... słońce. A raczej Słońca z Phoenix, z którymi podpisał 2-letni kontrakt. Później podpisał jeszcze jeden i łącznie spędził w Suns cztery sezony. W ilu meczach zagrał? Kolejno 70, 82 (jedyny sezon w karierze w którym zagrał wszystkie 82 mecze w sezonie), 81, 80 oraz 49 w skróconym sezonie (nie grał w drugich meczach back-to-back). To 32 mecze opuszczone w ciągu 4 sezonów. W ilu zagrał w swoim jedynym sezonie po odejściu z Suns? 29. Przypadek? Nie sądze.

Numer 1: Steve Nash

A to niespodzianka co? Odkąd wiadomo, Steve Nash ma problemy z plecami. Biedak nie może przez to nawet siedzieć na ławce rezerwowych, tylko zazwyczaj leży za boiskiem z ręcznikiem pod głową. Gdyby nie to (i kilkanaście milionów dolarów więcej zaoferowane przez Phoenix) to może do dziś grałby z Dirkiem Nowitzkim w Dallas i wyglądaliby razem super duper cool:

W każdym bądź razie, Mark Cuban nie chciał zapłacić Nashowi tyle ile oferowało Phoenix. Uważał że 6 lat to za długo (Nash miał wtedy 30 lat), że Steve po prostu się rozsypie zanim będzie w stanie wypełnić kontrakt. Nie mógł się bardziej pomylić. 

W swoim pierwszym sezonie, Steve Nash udowodnił że jest wart każdego centa prowadząc Phoenix do bilansu 62-20 i wygrywając swój pierwszy tytuł MVP. A co z jego plecami? W 10 sezonach które spędził w Phoenix po powrocie z Dallas (został wybrany w drafcie przez Suns ale za pierwszym razem nie zagrzał tam miejsca i został oddany do Dallas za Pata Garrity'ego i jakieś ogryzki) Steve nigdy nie opuścił więcej niż 8 meczów w jednym sezonie, łącznie nie grając w 35 meczach swojej drużyny. 

Porównanie?

Po sezonie 2011-12 Nash podpisał kontrakt z Los Angeles Lakers i w swoim pierwszym sezonie w LA zagrał w 50 meczach. To daje 32 mecze w których nie zagrał. 35 w 10 sezonach w Suns vs 32 w 1 sezonie w Lakers. Prawdziwa historia. 

I jeśli ktoś oglądał pierwszy mecz LA w tym sezonie, to mimo wielkiego szacunku do niego jako gracza, jeśli w tym sezonie ZAGRA w 35 meczach uznam to za sukces.

Chyba że wróci do Phoenix.




3 komentarze:

  1. Bardzo dobrze napisany artykuł. Keep up the good work!!! Rzeczywiście PHX jest sławne z tego, że mają być może najlepszy sztab medyczny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawy artykuł - proszę jednak pamietać , że nie piszemy (i nie mówimy ) "w każdym bądź razie", bo jest to błąd językowy.
    zamiast tego wystarczy "w każdym razie":)
    mimo tego czytałm z zaciekawieniem:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń